Smakuje to sam triumf w sobie. A jak uzyskany mniejszym wysiłkiem tym lepiej dla zawodnika. Natomiast takie "napompowane" historie to co najwyżej smakują kibicom.Jurek Kiler pisze:Federer wiele razy do finałów dochodził bez straty seta, ale wygrać w ten sposób udało mu się raz, w Australian Open 2007. Tylko z drugiej strony to nie ma znaczenia, lepiej smakują takie triumfy jak ten ostatni w Australii porównując do np. Tego ostatniego Rafy w Paryżu gdzie ten triumf tak długo oczekiwany ani przez moment nie był zagrożony, tak pół żartem pół serio na długo przed turniejem.
Nie dość, że nie powie, bo nie wypada, to nie powie, bo to wbrew jego interesom. Jak powie o kimś publicznie, że to leszcz i nie umie grać, to taki następnym razem będzie bardziej zmotywowany i może faworyt musieć się bardziej męczyć, a po co mu to?Jurek Kiler pisze:No, a w pierwszych rundach, bez jaj, to trzeba odbębnić i tyle, czasem nie potrafią się w 100% skoncentrować to wydaje się, że nawet równo szło, ale przecież potem nie powie "Słuchajcie no, ten po drugiej stronie to był taki leszcz, że nie możecie ode mnie oczekiwać, że wyduszę z siebie maksa poza kilkoma fragmentami, które były mi potrzebne do wygranej".
Ja akurat najlepiej wspominam wygrany Masters na DeSkach, gdzie półfinał grałem do 1 w nocy z wtorku na środę, 3 sety, ostatni zakończony TB 8-6, z obronioną meczówką, a następnego dnia o 14 musiałem grać finał, wcześniej zahaczając o rozmowę kwalifikacyjną do pracy. Finał też wygrałem w 3 setach, grając mecz na raty, bo po 3 godzinach skończyła się rezerwacja kortu a było 6/7 5/4. Ten turniej pamiętam o wiele lepiej niż Masters rok później, który wygrałem bez straty seta, podobnie jak swoją pierwszą ligę w Częstochowie. Ale może ja jestem specyficzny.Vivid pisze:Smakuje to sam triumf w sobie. A jak uzyskany mniejszym wysiłkiem tym lepiej dla zawodnika. Natomiast takie "napompowane" historie to co najwyżej smakują kibicom.
Jak coś wygrywasz na korcie bezsprzecznie to masz większą satysfakcję, a jak "psim swędem" to tak trochę mniej. Choć raczej większość zawodników traktuje to na równi. W końcu wygrana jest wygraną, kropka.
Zapraszam na kort, pograsz to zrozumiesz ...
Nie no to jest oczywiste, nawet chciałem dopisać, że mówiąc takie coś stawiałby się pod znacznie większą pod presją i zwyczajnie utrudniałby sobie sprawę. Nie mniej byłoby wówczas ciekawiej.Gary pisze: Jurek Kiler pisze:
No, a w pierwszych rundach, bez jaj, to trzeba odbębnić i tyle, czasem nie potrafią się w 100% skoncentrować to wydaje się, że nawet równo szło, ale przecież potem nie powie "Słuchajcie no, ten po drugiej stronie to był taki leszcz, że nie możecie ode mnie oczekiwać, że wyduszę z siebie maksa poza kilkoma fragmentami, które były mi potrzebne do wygranej".
Nie dość, że nie powie, bo nie wypada, to nie powie, bo to wbrew jego interesom. Jak powie o kimś publicznie, że to leszcz i nie umie grać, to taki następnym razem będzie bardziej zmotywowany i może faworyt musieć się bardziej męczyć, a po co mu to?
Ah ten Rafa, zrobił się taki niegrzeczny na stare lata. Wizerunek grzecznego, pokornego chłopca z Majorki zawalony przez jeden film...Tenisówka pisze:W tym filmiku o Nadalu nadanym przez ES po RG jest scena po meczu z Robinem Haase, kiedy Nadal mówi do swojego zespołu -
"dobrze grał, zasłużył na parę punktów" - i to jest bliższe rzeczywistości.
Tu to święta prawda, zawsze w taki sposób rozgrywałem tego typu gadki przed meczami w turniejach, między innymi z takiego powodu.Gary pisze:Jak powie o kimś publicznie, że to leszcz i nie umie grać, to taki następnym razem będzie bardziej zmotywowany i może faworyt musieć się bardziej męczyć, a po co mu to?
Z tych tutaj ciężko będzie żeby 4 znalazło się w ćwierćfinałach.niespotykany pisze:Przypuszczalne ćwierćfinały:
Murray v Wawrinka
Nadal v Cilic
Raonic v Federer
Thiem v Djokovic
W trzeciej rundzie Djokovic wpada na Del Potro.