SPOTKANIE #4
wyczes - Marcin_L 4:6 5:7 TB(7:10 3:7)
Informacje dodatkowe:
Miejsce: Olsztyn
Nawierzchnia: mączka
Piłki: Prince NX Tour
Rakiety:
Marcin - z uprzejmości nie powiem (jakiś Babolec)
wyczes - Yonex VCore Tour G
Zagraliśmy wczoraj z Marcinem i muszę przyznać, że był to mój najlepszy mecz od naprawdę dłuuugiego czasu. Inna sprawa, że grając z nim zawsze czuję się trochę jak dziecko siłujące się na rękę z tatą. Niby zmęczy, ale w odpowiedniej chwili tata dociśnie i pokaże miejsce w szeregu.
W każdym razie grało mi się naprawdę dobrze, a endorfiny trzymają mnie nawet teraz, co jest dużym plusem bo plecy bolą jak głupie.
Zaskoczyła mnie intensywność wymian na rozgrzewce, było na tyle wyczerpująco, że bałem się czy będę w stanie stać do końca meczu, nie wspominając o energii do gry, ale jakoś dałem radę, głównie dzięki serwisowi, który wchodził naprawdę nieźle (narożniki <3). Posmutniałem jedynie jak się okazało, że na Marcinie rotacje nie robią wrażenia (z kolei Jacek zawsze je przeżywa
). Przebiegu gry rzecz jasna nie pamiętam, zapadło mi jedynie w pamięć, że sety były bliźniaczo podobne:
a) I set: 0-1 ... 3:1 ... 3:5 ... 4:6
b) II set: 0-1 ... 3:1 ... 3:5 ... 5:5 ... 5:7 (albo jakoś podobnie)
Od początku drugiego seta postanowiłem mocno naciskać na drugi serwis Marcina bo uważam go za największą dziurę w jego grze i wychodziło to całkiem przyzwoicie, ale tak jak wspomniałem na początku, jak trzeba było to "tata" dokręcał śrubę i kończyło się rumakowanie.
Najbardziej rozśmieszyła mnie sytuacja w której ML podszedł pod samo karo serwisowe, odbiłem piłkę przed serwisem, spojrzałem gdzie stoi, odbiłem piłkę i dopiero wtedy dotarło do mnie, że Marcin zrobił się większy i po paru sekundach załapałem, że podszedł znacznie bliżej niż zwykle.
Brakowało mi takiego meczu, a teraz chce się więcej... może turniej na Skandzie?