Kolejne starcie za nami. Wybraliśmy się pod balon, niestety za mocno wiało. Było trochę duszno, ale bez przesady.
W pierwszym secie nikt jakoś nie obejmował większej przewagi. Doszliśmy do 6-5 dla przeciwników. Serwis Daroosa, 0-40 ...
Trzy kolejne punkty i ... 40-40. Decydujący punkt. Dość długo i precyzyjnie Darek i Marcin okładali się po krosie. W końcu się wciąłem.
Nie wiem co mnie podkusiło na kombinację i zamiast posłać głęboki wolej między Piotrka i Marcina to wpakowałem go w siatkę.
Set przegrany 5:7.
W drugim secie zabraliśmy się do roboty. 4 pierwsze gemy nasze. Potem 4:2, 5:2 i koniec na 6:3.
Uznaliśmy, że nie będziemy sobie przed TF-em psuć nastroju i nie rozegramy decydującego tie-breaka
MTO był przeciwny, ale On nie jedzie na TF, kazaliśmy Mu wyjść z obiektu.
A teraz o Daroosie słów kilka.
W sumie zaczął obiecująco, już na rozgrzewce starał się obić MTO.
Pewnie chciał się zrehabilitować za plamę jaką dał ostatnio gdy miał Marcina trafić, a to w końcu ja zniecierpliwiony własnowolejowo
strąciłem Marcina.
Potem już nie było tak dobrze. Po pierwsze Marcina nie upolował
. Po drugie, stosując baseball-ową terminologię Daroos zaliczył na mnie 2 strike-i.
Strike 1 - piłka po serwisie śmignęła koło mojej głowy, weszła w strefę bezpośredniego zagrożenia.
Strike 2 - piłka po serwisie minęła blisko moją głowę bo poczułem jej pęd. Oj ...
Na strike 3 nie starczyło czasu, albo Daroos się bał.
Ale to nie koniec "popisów" Darka.
Jak skończyliśmy 2 seta to postanowiliśmy zagrać ze 2-3 gemy. Ja miałem zaczynać, pierwszy serwis, ładuję Piotrkowi pięknego asiora wyrzucającego. Nawet nie drgnął. Piotrek idzie ze spuszczoną głową, ja dumny z siebie, że tak mi zeszło
, a ta MENDA mój partner wywołuje net.
No zabić to za mało
, ale najpierw do laryngologa wysłać.
Vivid/Daroos - P69/MTO 5:7 6:3 2:1