OK, wstałem
I darujcie sobie te komentarze, że trzeba być zboczeńcem żeby w niedzielę o 5 rano …
Ten typ tak ma
Pierwszym zaskoczeniem była ... pogoda. Mimo nocnej pompy nad miastem dało się bez problemu grać na kortach otwartych.
Do imprezy przystępowałem z założeniem, że plan minimum to nie przegrać żadnego seta do zera. Ewentualna wygrana jakiegoś seta byłaby miłym zaskoczeniem. Sport to nie handel, kitu się nie wciśnie
Jak komuś brak ogrania, w ogóle jeszcze gry, i kondycji oraz czucia to czego oczekiwać? Trzeba być realistą i zachować zdrowy rozsądek
W imprezie rozegraliśmy 3 mecze, jak każda para. Ja grałem z Siekierezadą, czyli Piotrem69
Piotrek w tym roku zagrał może z 15 razy, czyli więcej niż ja
, obaj więc jak wiać mocno "rokowaliśmy"
Od razu przytomnie doszliśmy do wniosku, że sukcesu nie będzie, zatem staramy się maksymalnie grać na luzie. Zero spinek. Co się uda ugrać to nasze i nas ma cieszyć. Co tu nie mówić, idealna strategia
Mecz 1:
Za siatką ukrywający się członkowie Grupy Kasta
Roger i Walter W. grają ze sobą regularnie. Razem też czasem trenują. Widać było zgranie i zrozumienie, w deblu bezcenne. Ja oczywiście z P69 też wiele razy grałem w parze, ale ostatnio to ze 2 lata temu ….
Chłopaki grali swoje, a my mieliśmy duży kłopot w wejściu w grę i wstępne rozluźnienie się. Pierwszy set w sumie bez historii, 1:6.
W drugim się już zaczęliśmy ogarniać, ale nadal sporo niepewności. Niemniej już nie było z górki, Koledzy domknęli na 4:6.
Mimo przegranej byliśmy zadowoleni z P69. Można teraz jak wielu amatorów pogdybać, że gdyby tak wygrać drugiego, albo gdyby tak grać z Nimi nie pierwszy a drugi mecz to by wtedy …
Ja jednak uważam, że to jest sport i zawsze na końcu przemawia suchy wynik
Koledzy wygrali zasłużenie
Parafrazując klasyczkę
- Im się to po prostu należało
Mecz 2:
Nasi przyjezdni, Widget i Clapton. Koledzy po super tie-breaku wygrali pierwszy mecz z parą Złośliwy Gnom / Junior=56 (Bogdan Szalony). Dla mnie to ta para - ZG/J-56 była jednak przed imprezą lekkim faworytem do tytułu. W efekcie zajęli ostatnie miejsce. Tenis jest przewrotny, ale przez to fajny
Popatrzyliśmy na siebie z P69, OK, wyniki nie grają, robimy swoje. Nie wypowiem się za Rywali, może byli ciut spięci bo pierwszy mecz wygrali i rysowały się dalsze perspektywy? My na pełnym luzie. Niestety Widget-a dopadła zdrowotna niedyspozycja. Nawet zrobiliśmy przerwę po secie by poszedł do auta i zażył jakieś medykamenty. Na szczęście pomogło. Spotkanie 6:1 6:2 dla nas
Wynik może sugerować jakąś demolkę, ale tak nie było. Więcej szczęścia po naszej stronie, do tego jednak my się z P69 znamy, i to tyle. Sporo fajnych wymian i zagrań z obu stron. No i Clapton mi asa zapakował …
Piotrek69 cały czas motywował mnie do gry. Zaczynała mnie już boleć lewa łydka … dość zdecydowane spięcie na granicy skurczu
Mecz 3:
Dla mnie to była ta wisienka na torcie. Mecz jaki będę pamiętał długo ze względu na to, że była to kwintesencja debla - taki duch drużyny, wspierania się i wzajemnej motywacji. W sumie to dzięki temu wygraliśmy. Piotr69 cały czas mnie dopingował i robił wszystko bym głową był cały czas na korcie, co rzadko mi się zdarza
U nas zero krytyki, sugestywnych spojrzeń, gestykulacji po skwaszonej piłce. Od razu podejście do partnera, piąteczka i luz, gramy dalej. Wygraliśmy ze 3 czy 4 gemy z wyniku 0-40 / 40-0 dla Rywali właśnie dzięki temu, że mówiliśmy sobie - luz, nic się nie dzieje, to nie jest jeszcze przegrane, walczymy o to.
Pierwszy set to taka huśtawka. 3-0 dla nas, potem 3-4 … I tak goniąc wynik udało się doprowadzić do tie-breaka. Przed jego rozpoczęciem powiedziałem P69 - przede wszystkim luz i spokój, ale postarajmy się odskoczyć, a przynajmniej mieć 2-1 czy 3-2. Tak żeby to ZG/J-56 musieli gonić wynik, by mieli minimalny margines na błędy i presję po swojej stronie. Odskoczyć się nie udało, ale udało się być na przodzie, 2-1, potem 3-2 dla nas. To się opłaciło, Koledzy dotrzymywali kroku, ale w końcu popełnili błąd. Wygraliśmy chyba 7-4, może i 7-5. Set do przodu to presja na Rywali, Oni już na musie
. W drugim też odskok na 2-0, ale potem zjazd na 2-3 …
Do tego łydka coraz gorzej …
Przy 4-3 dla nas złapał mnie już skurcz
Na szczęście P69 poratował magnezem, łyknąłem "szota" i rozmasowałem nogę, po 2 minutach i dwóch rozegranych punktach przeszło
, nie wcale, ale wróciło do stanu mocnego napięcia ale już nie skurczu
Wychodząc do gry przy 4-3 dla nas powiedzieliśmy sobie, że ciśniemy, bez tie-breaku bo to loteria, jak go przerżniemy to Koledzy będą na fali i możemy gładko popłynąć w superaku. Ostatecznie udało się wygrać 6-4
W mojej ocenie bardzo wyrównane i fajne spotkanie. Przeważyły chyba nasze zimne głowy i pozytywna wzajemna motywacja. Ta wygrana nie wyszła sensu stricte z kortu a z naszych głów. Rozegrało się to w sferze mentalnej, na korcie było równo, może nawet ze wskazaniem na Rywali.
Czyli taka kwintesencja debla …
I w ten oto sposób dwaj rekonwalescenci zajęli (nie)zasłużone drugie miejsce w całej imprezie
Przed rozpoczęciem gry ja to widziałem tak:
1 - ZG/J-56; 2 - Roger/Walter W.; 3 - Widget/Clapton; 4 - P69/Vivid (i oby secika jakiegoś łyknąć
)
A skończyło się:
1 - Roger/Walter W.; 2 - P69/Vivid (bilans setów 4-2
); 3 - Widget/Clapton; 4 - ZG/J-56 (
)
Tenis to przewrotna gra …
Dziękuję Wszystkim za rywalizację i świetną atmosferę. Zasłużonym Zwycięzcom … obiecuję donos na Nich do Ziobry i Świączkowskiego
Podziękowania również Gospodarzom obiektu! Za serwis rakiet i miłe pogawędki
Z innych inności:
1. Fotki wysłałem do ED-a z prośbą o publikację.
2. Turniej kosztował mnie wciągnięcie dwóch rakiet w trakcie imprezy. Poszły naciągi
3. Wk....wiliśmy rybki w oczku wodnym za kortem nr 2. Żadna piłka tam nie wylądowała. Choć baloniki latały
4. Jednogłośnie i bezapelacyjnie zostałem wybrany najprzystojniejszym uczestnikiem
Ale czy można się dziwić? Wystarczy spojrzeć na tych pozostałych siedmiu Brzydali