Zastanawiam się w czym może pomóc intensywny (3-4 razy w tygodniu) trening tak małych 4- letnich dzieci.
Mój syn miał spore predyspozycje do gry w tenisa. Na filmie 2,5 roczne dziecko.
http://youtu.be/h3IaJvwqCJo
Po pierwszej euforii MA TALENT!!! przyszło zastanowienie. No i co z tego. Zacząłem się zastanawiać. Czy dziecko nauczy się czytać w wieku 3 czy 6-ciu lat nie ma wg mnie w późniejszym życiu większego znaczenia! Tak samo z tenisem. Seles, Capriati, (skrajnie) Dokic u kobiet, czy kolekcjoner juniorskich trofeów Gimeno-Traver u mężczyzn, to wg mnie przykłady jak zachłyśnięcie się potencjałem dzieci przez rodziców i wywieranie presji może rozwalić psychikę. Na pokazywaniu geniusza i całym obwoźnym cyrku mało mi zależało. Skuteczne odbijanie piłki i tak trzeba będzie korygować w miarę wzrostu dziecka. Wg mnie nie ma szans żeby podstawowe uderzenia sześcio- czy siedmiolatka były poprawne technicznie. Bardziej może być potrzebne obycie sytuacyjne na korcie, ale i tego bym nie przeceniał. Dlatego pomyślałem nad nieco innym podejściem do tematu gry w tenisa mojego dziecka. Znalazłem mądrą rozsądną trenerkę, "pedantkę techniczną" z czeskimi papierami trenerskimi po renomowanej szkole wyższej w Pradze i zacząłem szkolić syna raz w tygodniu. Metodą "na podtrzymanie". Dla niego to była zabawa jak wiele innych. W tzw międzyczasie przeżyłem jego miłość do nart (na filmie syn ma 8,5 roku).
http://www.youtube.com/watch?v=gZi04ZZrOag , jak i do piłki nożnej. Od 8 roku życia zaczęliśmy oglądać dużo tenisa w telewizji. Poszliśmy też na turniej malców w Krakowie gdzie mój syn zobaczył dzieci w jego wieku, które grają dużo lepiej od niego. Tłumaczyłem mu że to dlatego, że trenują znacznie więcej od niego. Wtedy nastąpił przełom. To on sam zaproponował mi żebym zwiększył mu ilość treningów. Zaczęliśmy trenować 3 razy w tygodniu. Później wspólnie doszliśmy z trenerką do wniosku, że potrzebny jest mu kontakt z rówieśnikami. Zapisaliśmy go do klubu 4 treningi w tygodniu w grupie 3-4 osobowej plus dodatkowo
technika 1:1 z naszą "Czeszką" raz w tygodniu. Trenerka jest na większości jego krakowskich turniejów. Zupełnie bezinteresownie!
Umieściłem na forum jego serwis:
http://www.youtube.com/watch?v=QWX7YZzGaZ8
Większość oglądających go na żywo otwiera "dzioby" ze zdziwienia. Dziecko nie stoi frontalnie, każde uderzenie wygląda technicznie. Potrafi zagrać prawie wszystko (łącznie z wygłupami typu hot dog- odbicie między nogami tyłem do siatki). Najważniejsze jest jednak zupełnie co innego. Tenis dla niego jest nagrodą a nie obowiązkiem! Posprzątany pokój, odrobione lekcje, oceny z przewagą piątek w szkole i wtedy mówimy o treningu. To jemu się chce, a ja reglamentuję.
Jego motywacja na turniejach? Po przegranym meczu mówi: "trzeba więcej ćwiczyć". Nigdy nie ma żadnych "złości" płaczów czy rzucania rakietami, ma wpojone żeby być "technicznym" a kiedyś to zaprocentuje. Syn ma świadomość, że wcale nie musi grać, że jest to jego przywilej a nie obowiązek. Najśmieszniejsze jest to, że wcale nie czuje się zmanipulowany!
Zobaczymy co z tego będzie w przyszłości!